Bieganie w maseczce. Czy nadal przeszkadza?

Na wiosnę masa biegaczy bardzo się burzyła. Jak mam biegać w maseczce czy kominie z materiału? Przy jesiennej fali koronawirusa przeszkadza nam to chyba mniej. Czy rzeczywiście?

Wniosek nasuwa się sam. Jest zimno, więc dodatkowa chustka czy szmatka na twarz nie przeszkadza aż tak bardzo. Rzeczywiście. Kiedy jest chłodniej i nie ma słońca, zakrycie twarzy jest mniej problematyczne. Mniej się pocimy, twarz się nie odparza i nie gotuje pod dodatkową warstwą. Mi to jednak wciąż przeszkadza.

Kiedy biegniesz trochę szybciej, co w moim przypadku ma miejsce już przy ponad 10 kilometrach na godzinę, to zwyczajnie płuca chciałyby zaciągnąć nieco więcej powietrza jednocześnie. Siłą rzeczy wdechy są płytsze i częstsze. Początek takiego biegu jest więc katastrofalny. Dodatkowo, paruje twarz. Niby mniej się poci, ale mokro i tak się robi pod takim kominem. Do tego stopnia, że jest on zaraz mokry.

To teraz wyobraźcie sobie mróz. Bieg na 5 kilometrów. Wystarczająco, by już się zgrzać, trochę spocić i wydać z płuc mnóstwo pary wodnej. Po powrocie moja maseczka jest mokra i można ją wyciskać. W trakcie biegu masz nieprzyjemne uczcie, że wodnista struktura przymarza ci do brody i nosa. Nic fajnego. Nawet zatem, jeśli trochę ogrzewasz twarz i chronisz przed zimnem, nie jest to zbyt komfortowe. No jasne, można zainwestować w droższe maseczki. Wtedy powinno być trochę lepiej.

Czy na pewno do szybszego biegu po pustych zimowych chodnikach i ścieżkach potrzebne nam są maseczki i chusty? Biegacze mniej marudzą? No musieli się przyzwyczaić. Albo brak wygody i grubszy portfel, albo komfort, ale absurdalne mandaty za brak zakrywania ust i nosa. Można oczywiście biegać wyczynowo. Wówczas rzekomo nie potrzeba maseczki. Ale jak udowodnić mundurowemu, że dla mnie bieg 11km/h to już sport wyczynowy? Zapewne byłby problem i żądano by zaświadczenia, że jestem sportowcem. Ciężkie to dbanie o zdrowie, nieprawdaż?